Podsumowanie epidemii: czy naprawdę zachodzi ryzyko pojawienia się drugiej fali? (prof. Didier Raoult)

W najnowszym wideobiuletynie marsylskiego Instytutu Szpitalno-Uniwersyteckiego z 28 kwietnia prof. Didier Rault, dyrektor ośrodka, omawia temat, używany przez reżim sanitarny oraz władze państwowe w wielu krajach by straszyć ludzi, a mianowicie „drugą falę” COVID-19. Omawia też bliżej przebieg choroby COVID-19 oraz leczenie i terapię jej różnych etapów.

W ośrodku wykonywana jest duża ilość testów. Widać, że ilość nowych przypadków jest bardzo mała w porównaniu z tym, co było u szczytu epidemii (pokazane są różne krzywe z Marsylii: ilość testów, nowych przypadków, procent nowych przypadków na ilość testów, krzywa sumująca ilość testów i krzywa sumująca ilość wyników pozytywnych). Epidemie zazwyczaj mają taki właśnie przebieg w postaci krzywej w kształcie dzwonu. Więc historia o nawrocie epidemii jest „fantazją”, która niby opiera się na historii grypy hiszpańskiej, która zaczęła się jednak w lato, więc to nie ma nic wspólnego. 

Epidemie tak zwykle przebiegają i same mijają, zanim nawet pojawiały się środki, by je wyhamować. Ludzkość nie wymarła z powodu żadnej epidemii. Epidemie się zaczynają, przyśpieszają, mają swój szczyt (gdy jest najwyższa zakażalność) i następnie spowalniają oraz znikają. Nie wiemy, dlaczego. 

Od wielu lat przypatrujemy się ludziom, którzy pielgrzymują do mekki i wracają. Niekiedy łapią grypę i ją przywożą, ale tu w lato nie ma wtedy zakażeń wtórnych (od tych osób), ponieważ grypa się nie rozprzestrzenia u nas w lato. Nie wiem dlaczego, ale tak jest. Nie jest to ani wyższa temperatura, ani wilgotność – i to i to jest w Afryce. W naszym umiarkowanym klimacie nie ma zwykłej grypy w lato (była hiszpańska, H1N1, grypa z Hong-Kongu). Jest to generalny i zwyczajny cykl.

Prof. Raoult wspomina dane matematyków z Singapuru, którzy przewidują przebieg krzywej na podstawie dostępnych danych (widać je na filmiku). Widać, że wszystko zmierza wszędzie ku końcowi: w USA, w Wielkiej Brytanii, w Turcji, we Francji (gdzie szczyty tak wyglądają z powodu „sztuczek”, „des artifices” dotyczących liczby przypadków). Oczywiście trzeba podchodzić do przewidywań ostrożnie, ale te daty zgadzają się z procesem wypuszczania ludzi zaplanowanym przez prezydenta (komentarz COVID1984PL: prof. Raoult w przeszłości krytykował zamykanie ludzi zdrowych, nazywając pomysł „średniowiecznym”, czyli zacofanym. Jest świadom jednak, że naród francuski jest strasznie spanikowany, więc przestał się krytycznie wypowiadać na temat „narodowej kwarantanny”, jest też pod wielką presją władzy i mediów).

Dane, na podstawie których opierają się Singapurczycy to dane rzeczywiste, nie „fantazmy” na temat choroby, jak mówi prof. Raoult. Ten nawrót („druga fala”), nie wiadomo, skąd się to bierze. Tak samo konieczność odporności 70% populacji, to też cyfry całkowicie wirtualne (prof. Raoult wyraźnie tu krytykuje tzw. „odporność stadną”, której pojęcie odrzuca – mówił o tym np. w programie telewizyjnym z 2016 r.).

To tak przebiegają wszystkie epidemie i potem same znikają z przyczyn, których nie znamy. Być może przyszłość pomoże nam zrozumieć związek między ekosystemem a zakaźnością choroby.

Teraz co do przebiegu choroby. Znamy już ją bardzo dobrze, zwłaszczy my (w Marsylii), ponieważ przetestowaliśmy wiele osób (prawie 26 tysięcy osób) i wyłapaliśmy wiele przypadków (ponad 16 tysięcy symptomatyków). Prawie 26 tysięcy ludzi przyszło się przetestować u nas. U szczytu 22% miało wynik pozytywny, teraz to ok. 5-6%. 

Przetestowaliśmy też nasz personel medyczny. 3% miało już przeciwciała, więc świadczy to o tym, że nasze środki bezpieczeństwa są odpowiednie. Nasz personel medyczny nie jest więc bardziej narażony na wirusa w warunkach szpitalnych niż w społeczeństwie (komentarz COVID1984PL: tu chodzi o to, że personel medyczny nie jest wcale bardziej narażony na COVID-19 niż przeciętny człowiek na ulicy. We Włoszech wśród lekarzy zmarłych „na COVID-19” większość to emeryci, m.in. psychologowie, pediatrzy).

Prof. Raoult pokazuje dane z instytutu, którym kieruje. Ciekawe jest np. to, że wyizolowano tam już 1505 szczepów wirusa SARS-CoV-2.

Następnie, na podstawie 3600 leczonych osób prof. Raoult omawia przebieg choroby COVID-19. Jest to choroba typowo wirusowa, która ma trzy etapy: wirusowy, następnie wirusowo-immunologiczny, gdy to wirus jest obecny w ciele, ale ciało też walczy z wirusem, a następnie to już tylko odpowiedź immunologiczna na wirusa, gdy to już nie ma albo prawie nie ma. Po tym wszystkim jest jeszcze jedno niebezpieczeństwo, gdy wydaje się, że człowiek jest już zdrowy. Może dojść do włóknienia płuc.

Jestem zdania i zawsze byłem, że trzeba wykrywać ludzi zakażonych i ich leczyć. Ale liczba zgonów na ilość chorych jest bardzo mała. Trzeba leczyć czymś skutecznym, dlatego redemsivir się do tego nie nadaje, jest zbyt toksyczny. Mowa o badaniu z New England Journal of Medicine, które szybko zniknęło ze strony WHO (wspominał o tym prof. Raoult w swoich wcześniejszych wystąpieniach – dostępnych na stronie COVID1984PL). Nie można dać tak toksycznego leku w przypadku choroby, która na początku jest bardzo łagodna. Dlatego my (i Chińczycy zresztą) używamy chlorochiny (jest tania, dostępna i nietoksyczna). Gdy wchodzi w grę reakcja immunologiczna, wtedy też lek antywirusowy nie jest potrzebny. Wtedy jednak hydroksychlorochina może odegrać swoją rolę, ponieważ jest też modulatorem odporności. Nie rozumiem, jak media mogły tak oszaleć na temat hydroksychlorochiny, to szaleństwo, choroba. Wystarczyło zapytać któregokolwiek lekarza, wszyscy to przepisywali (Plaquenil – nazwa firmowa leku). Przed tym kryzysem, w 2019 r. sprzedano 1.2 miliona pudełek Plaquenilu we Francji, czyli 36 milionów tabletek i nikt nie chorował na skutki uboczne (komentarz COVID1984PL: w styczniu ówczesna minister zdrowia Agnes Buzyn wprowadziła ten lek na listę leków toksycznych, których lekarze nie mogli wypisywać). Prof. Raoult nie rozumie, skąd takie szaleństwo przeciwko lekowi znanemu od dekad, podczas gdy wystarczyło sięgnąć do danych medycznych łatwo dostępnych na temat toksyczności leków i nieszkodliwości hydroksychlorochiny (oczywiście w odpowiednich dawkach). 

Co do azytromicyny, jest to jeden z najczęściej wypisywanych leków przy chorobach układu oddechowego (hydro. + azytr. to protokół, którego trzyma się prof. Raoult i jego zespół w IHU Marseille, idąc za Chińczykami, którzy mieli dobre wyniki w leczeniu COVID-19).

Wystarczyło naprawdę zapytać lekarza pierwszego kontaktu: czy wypisywał Pan Plaquenil… to nieprawdopodobne, niewiarygodne.

Prof. Raoult mówi, że większość lekarzy leczących ludzi się z nim zgadza (nie ci, którzy przestali leczyć 20 lat temu i, domyślnie, są teraz biurokratami w państwowych służbach sanitarnych). Po prostu leczą ludzi tym, co działa, ponieważ zostawianie ludzi bez niczego, aż mają trudności z oddychaniem to nie medycyna. To jest wbrew całej praktyce medycznej od czasów Hipokratesa. Jest badanie, które pokazuje, że to w Paryżu najwięcej wypisuje się hydroksychlorochiny, więc to nie jest historia Paryż przeciwko Marsylii. Może to tylko media paryskie są tak przeciwne… 

Następnie prof. Raoult mówi o świetnej pracy lekarzy na reanimacji, którzy wykonują wspaniałą pracę. Śmiertelność COVID-19 na etapie reanimacji gdzie indziej to nawet 25%, a w Marsylii to 9-10%. W Paryżu też jest to 9-10%. Ci lekarze wymieniają się informacjami zanim jeszcze staną się to publikacje naukowe. Zmodyfikowali protokół do tej choroby i dają pacjentom jak najwcześniej środki przecikrzepliwe (komentarz COVID1984PL: jest to przyczyna wysokiej śmiertelności we Włoszech, ale i w Nowym Jorku: stosowanie protokołu WHO, które zaleca czym prędzej pacjenta podłączyć do respiratora. W rzeczywistości to zabija większość pacjentów COVID-19, a nie leczy, ponieważ tlen nawet nie dociera do ich płuc z powodu mikrozakrzepów. Więcej o tym tutaj). Lekarze robili też coś innego poza protokołem: podawali leki, które pomagają opanować odpowiedź immunologiczną. Trzeba ratować ludzi! Istnieją leki na opanowanie szalonej reakcji immunologicznej przy ciężkich przypadkach choroby. Reanimacja francuska jest na naprawdę wysokim poziomie, pomogła uratować wielu ludzi i obniżyć śmiertelność choroby na tym etapie, który już nie jest wirusowy. 

Teraz pozostaje kwestia tych, u których być może dojdzie do włóknienia płuc, ale tym będą się musieli zająć pulmonolodzy.

Warto dodać, na koniec, że naukowcy z oksfordzkiego Centrum Medycyny Opartej na Dowodach również poruszyli kilka dni temu „teorię drugiej fali” i oczywiście zauważają, że nie ma wcale co do tego pewności, choć jej „pewność”przewiduje m.in. premier Wielkiej Brytanii.

2 myśli na temat “Podsumowanie epidemii: czy naprawdę zachodzi ryzyko pojawienia się drugiej fali? (prof. Didier Raoult)”

  1. No wszystko piknie ale taki inteligentny lekarz nie wie dlaczego lek zawierający chlorochinę został sklasyfikowany jako toksyczny….bez patrzenia można stwierdzić, że był zbyt tani i zastąpił go znacznie droższy redemsivir. Kasa musi się zgadzać tak samo jak sprzedaż zbędnych respiratorów zamiast podania kilkuprocentowego roztworu wody utlenionej bezpośrednio do krwiobiegu – procedura medyczna.

    Polubienie

Dodaj komentarz